środa, 4 marca 2009

Ameryka Srodkowa - Podsumowanie

Zaliczam tez do niej ta czesc Meksyku, w ktorej bylem, choc znajdziemy takie publikacje, w ktorych caly Meksyk jest zaliczany do Ameryki Polnocnej.

Transport

Oczywiscie najbardziej popluranym transportem sa autobusy. W wiekszosci krajow, oprocz Meksyku, Kostaryki i Panamy jezdzi sie glownie w tzw. Chicken Busach, czyli Autobusach Kurczakowych. Ktos mi kiedys tlumaczyl, ze sluza one raczej ludzie przewoza nimi wsyzstko, nawet kurczaki, stad ta nazwa. Rzeczywiscie, mozna spotkac takie osoby. Ale w wielu krajach te autobusy sa tak wypelnione, ze siedzi sie, czy tez stoi zgniecionym miedzy ludzmi. Siedzenia sa twarde, wiec po podrozy, ktora trwa wiecej niz 5 godzin czuje sie to. Podrozujac autobusami po Ameryce Srodkowej, jezdzi sie jak koleja transyberyjska-nie trzeba wsiadac z zapasami jedznie, gdyz do autobusow wsiadaja sprzedawcy, od ktorych mozna kupic wszystko, co potzrebne. A jesli ktos zapomni, ze Bog jest wielki lub ze Bog go kocha, to musi przyjechac tu i poczytac napisy w autobusach, ktore to wlasnie glosza.
W Meksyku i Panamie kierowcy mysla, ze przewoza mrozonki, wiec ochladzaja wnetrze autokaru do zabojczo niskich temperatur.
Sa tez samoloty, lodki-najciekawsze oczywiscie rejsy po rzekach w dzungli i inne.
Autostop probowalem tak na powaznie tylko w Meksyku i sie sprawdzil-latwo sie tu lapie auta.

Ludzie

W wiekszosci lokalni sa sympatyczni. W wiekszosci sa to potomkowie Majow (polnocna czesc Ameryki Srodkowej). Nie mialem problemow z dogadywaniem sie, ale bardzo dobrze jest znac choc pare slow po hiszpansku. W niektorych miejsachc jest ponoc niebezpiecznie. Ja nie mialem na szczescie okazji, by dowiedziec sie tego. Chyba wystarczy w miejscach uwazanych za niebezpieczne po prostu miec glowe na karku. Turysci, ktorych spotykalem to osoby z Niemiec, USA, Francji, Hiszpanii, Ameryki Poludniowej. Z naszego regionu niewiele. Jest ich sporo.

Pieniadze

Najlepiej jest miec dolary amerykanskie. W niektorych miejscach mozna wymienic euro, najlepsze kursy w Kostaryce i Meksyku. Poza Salwadorem i Panama, gdzie dolar funkcjonuje jako oficjalna waluta, najlepiej jest miec walute miejscowa. Wymiany dokonuje sie w bankach, ale zazwyczaj sa tam tak duze kolejki, ze traci sie prawie 30 minut na wymiane pieniedzy, wiec lepiej to zrobic raz a dobrze:) Przy wjezdzie do danego kraju na przejsciach granicznych sa tzw. cinkciarze, ktorzy wymienia nam walute po troszke gorszym kursie niz w banku. Plusem jest to, ze nie trzeba czekac w kolejce, ale lepiej jest znac jaki jest oficjalny kurs, po to , by dostac wiecej niz proponuja te osoby. Wyjezdzajac z danego kraju trzeba pozbyc sie pieniedzy kraju z ktorego sie wyjezdza, gdyz nastepnie nie wymieni sie ich nigdzie.
Kostaryka jest najdrozszym krajem. Jesli chodzi o transport to Meksyk i Panama. Najtansze to Salwador i Nikaragua.
Moje wydatki na 2 miesiace to:
bilet lotniczy 3039zl
wydatki na miejscu (po zakupie wiekszosci dolarow po 3zl i wybraniu z bankomatu po 3.42zl) to okolo 4450zl razem z kursem nurkowania PADI, ktory mnie wyniosl z pobytem i doplynieciem kolo 1000zl
koszty razem kolo 7500zl za 2 miesiace, wiec zmiescilem sie w planie.

Podsumowujac Ameryka Srodkowa ma wiele do zaoferowania. Myslem patrzac na mape tego regionu, ze 2 miesiace wystarczy, jednak to troche za malo, gdyz nie zdazylem zobaczyc do konca tego, co zaplanowalem, choc w wiekszosci mi sie to udalo. Jednakze porownujac ten region z Ameryka Srodkowa zdecydowanie wybieram to drugie i jesli wroce na drufa strone Oceanu Atlantyckiego, nie liczac USA czy Kanady, to najszybciej bedzie to Ameryka Poludniowa.

wtorek, 3 marca 2009

Chichèn Itzà - Mexico

Nastepnego dnia z rana jade na terminal, by tutaj wsiasc do autobudu, ktorym jade do Chichèn Itzà (108pesos, autobusy co pelna godzine). Chichèn Itzà jest kompleksem ruin wpisanych na liste Nowych 7 Cudow Swiata, wiec jade tam chyba bardziej, by to miejsce zaliczyc, gdyz juz zdazylem sie naogladac roznych ruin w mojej podrozy. Autobus, ktory wybralem jest drugiej klasy, a wiec jedzie wolniej. Dopiero po 4 i pol godzinach jestem przy wejsciu do ruin. Od razu da sie zauwazyc hordy, mega hordy turystow i co krok zaczepiajacy sprzedawcy, ustwaieni wzdluz wszystkich alejek. Dobrze, ze jeszcze nie siedza na ruinach:) Sam kompleks jest ciekawy ze wzgledu na wiele szczegolow, ktore sie zachowaly. Ba! Sa jedne z lepiej zachowanych ruin i chyba dlatego zostaly wpisane na wczesniej wspomniana liste. Najciekawszy i najbardziej znany jest Zamek stojacy na srodku placu glownego. Bardzo ciekawe i dobrze zachowane jest boisko do gry w pilke. Mozna poprobowac poklaskac w roznych miejsach sluchajac echa, ktore ponoc ma sie odbijac nawet 9 razy. Albo cos mi sie stalo ze sluchem, albo to tylko jeden z trikow przewodnikow, gdyz nie za bardzo slysze te odbijajace sie echo, a stoje w tych samych miejscach, w ktorych klaskali przewodnicy. Coz, moze slabo klaszcze:)
Ruiny zaliczone i pozostaje mi juz z listy tylko Tadz Majal w Indiach i 7 Nowych Cudow Swiata bedzie przeze mnie ogladniete.
Majac kolo 30 minut do odjazdu autobusu ruszam na droge i probuje lapac stopa. Zatrzymuje sie po okolo 10 minutach gosciu, ktory mysli, ze chce z nim podjechac kolo kilometr do pobliskiego hotelu, ale jak wyjasniam mu, ze jade do Cancùn, to proponuje podwiezienie mnie do mniej wiecej polowe drogi. Jest Amerykaninem meksykanskiego pochodzenia, ktory przyjechal odwiedzic bardzo chorego na raka brata. Nie ma dla niego wiekszych nadziei. Podczas mej podrozy odeszlo z tego Swiata 2 mlode osoby, ktore znalem: 42 lata i 25lat. Odchodzi sie nawet w tak mlodym wieku i nie wiemy, kiedy to bedzie, dlatego chyba trzeba zyc tak, by naprawde byc zadowolonym z zycia.
Wysiadam w Chemax, prowincjonalnym miasteczku Meksyku. Mysle sobie, ze tu bede mial okazje do poogladania prawdziwego zycia mieszkancow tego kraju bez turystow, ale jak sie okazuje, zatrzymuja sie tutaj wyzieczki autokarowe, by odpoczac w polowie drogi miedzy Chichèn Itzà a Cancùn i by zwiedzic jakis lsabiutki kosciolek. Myslalem, ze porobie fajne zdjecia, ale jak zobaczylem amerykanskich turystow robiacych zdjecia dla ludzi bez pytania, tego typu, ze jeden robi, a potem nastepnych dwudziestu, to zwatpilem. A najbardziej mnie wkurzylo jak zobaczylem jak jedna z turytsek bawi sie rzucajac lizaki dla dzieci bez butow w ten sposob, ze rzuca je najdalej na ziemie i przypatrujac sie temu wyscigowi, smieje sie i robi zdjecia. Niektorzy turysci sa z deczka pierd...ci.
W Chemax wsiadam w autobus do Cancùn i docieram tam kolo godz. 20. Jade do domu Karly, spedzam noc i nastepnego dnia jade na terminal autobusowy, by stad pojechac na lotnisko (40pesos). No a na lotnisku wsiadam w samolot, by przez Zurich, 05.03 dotrzec do Polski-kraju ludzi z wielka depresja, narzekajacych na wiele rzeczy i mowiacych, ze jest bardzo zle, a bedzie jeszcze gorzej...

Wyprawa Ameryka Srodkowa 2009 zakonczona!

czwartek, 26 lutego 2009

Cancùn - Mexico

Turysci z Niemiec jada do kompleksu ruin Becàn, Xpuhil i inne. Jest mi to po drodze, a poza tym zabieraja mnie prawie 330km! Dobrze mi sie z nimi rozmawia, mowie im po mojej podrozy. Oni sami sa nauczycielami, ktorzy wzieli roczny urlop i teraz sa w Ameryce Srdokowej, za 2 tygodnie leca do Namibii, a wczesniej byli w Tajlandii. Niezle sie zarabia nauczycielom w Niemczech:)
Mowie im, ze jesli mi sie uda dotrzec do jeziora Bacalar, nad ktorym bylem na poczatku swej podrozy to zatrzymam sie w cabañach Ecotucan zaraz za Bacalar. Chcialem tam dotrzec ze wzgledu na piekne widoczki, super czysciutka wode i wspaniale sniadanko. Pokazuje im to miejsce w przewodniku i cos tam ze soba zaczynaja rozmawiac. Zmieniaja plany! Ze wzgledu na to, ze samolot maja za tydzien z Cancún, a ruin w Meksyku jest jak w lesie grzybow po deszczow, to wola odpuscic te ruiny, do ktorych zmierzali i chca jechac ze mna nad Bacalar! Dla mnie super. Dojezdzamy do Ecotucan. Niewiele sie tu zmienilo: dwojka Niemcow, ktorzy sa wspolwlascicielami dalej czekaja na czesci do swego auta i widac, ze sie niezle tu zadowmowili. Niestety nie ma miejsca w cabañach, gdyz caly kompleks jest wynajety przez mlodziez z Wiscounsin, wiec moi znajomi z Niemiec, z ktorymi tu przyjechalem musza jechac i szukac innych cabañ. Ja tu zostaje, gdyz rozbijam namiot i dziekuje Niemcom z podwiezienie mnie prawie 440km! Niezly stop!
Obowiazkowa kapiel w jeziorze (kajmanow nie ma:( ) i spanie. Nastepny dzien-pobudka z rana, sniadanko i ruszam kolo godz. 8 na droge. Po 10 minutach machania lapie stopa do Felipe Carrillo Puerto jadac razem z programista komputerowym (130km). Tam wysiadam w centrum, ruszam na obrzeza i lapie po 5 minutach stania kolejnego stopa, tym razem do Playa del Carmen (130km). Jade z doktorem, ktory pelnil nocny dyzur. Pytam sie czy nie jest zmeczony po 12-godzinnej pracy. On mowi, ze mozna spac podczas dyzuru, wiec nie jest za bardzo zmeczony, ale o godz. 13 rozpoczyna kolejny dyzur, tym razem w Playa del Carmen. Jak twierdzi: Jedni zyja po to, by pracowac, inni, by przez to zycie przejsc. Taki mniej wiecej sens tego zdania, ktore wypowiedzial, a ktore mi sie spodobalo.
W Tulum zatrzymujemy sie na krotki postoj w klinice, gdzie wypijamy kawe i o godz. 12:30 jestesmy w Playa del Carmen. Jest dosyc wczesnie, w Cancún mam byc kolo godz. 22, gdyz o tej porze wroci Karla (CS) z pracy do ktorej jade w odwiedziny, wiec decyduje sie spedzic popoludnie na plazy, opalajac sie, wypoczywajac i kapiac sie.
Poznym polpudniem ide na terminal skad biore autobus do Cancún (1,5h; 38pesos). Z terminalu w Cancún ruszam do domu Karli. Jeje jeszcze nie ma, ale sa jej znajomi, z ktorymi jade do supermarketu na zakupy, wracamy, spotykam Karle i do okolo godziny 1 prowadzimy konwersacje o Meksyku i podrozach.

Palenque - Mexico

Wysiadam na pierwszym skrzyzowaniu w Palenque, by stad dotrzec do El Panchàn, miejsca, ktore znajduje sie tuz przed wejsciem do parku narodowego, a gdzie jest tanisze zakwaterowanie niz w miescie. Mozna tam dojechac busikiem (10pesos) lub stopem :) El Panchèn to spory kompleks cabañ i barow. Koszt za dm to 50pesos, namiot 25pesos. Ide wczesnie spac i nawet muzyka, ktora gra gdzies na zewnatrz do pierwszej nad ranem nie przeszkadza mi za bardzo. Wstaje dosyc wczenie, by ruszyc do ruin jeszcze przed switem. Ruiny sa otwarte od godz. 8, ale jak sie wejdzie wczesniej to mozna podziwac je za darmo (bilet 73 pesos). Zostawiam plecak w restauracji w El Panchèn i ide do ruin. Rzeczywiscie ospali straznicy nawet nie zwracaja uwagi na mnie. Wchodze na teren ruin i mam je tylko dla siebie. Nie ma zadnego turysty, a ja moge sie wspinac po wszystkich ruinach, nawet po tych zakazanych. Miasteczko te przezylo swoj najwiekszy rozkwit w latach kolo 600-700, kiedy to rzadzil pochowany w ruinach Kinich Hanab Pakal. Najciekawsze sa Palac, Templo de las Inscripciones (najwyzsza budowla, kolo 25m, zakaz oficjalny wejsca, ale ja wchodze-widok super) oraz kompleks swiatyn de la Cruz Foliada. Kolo godz. 7:30 zaczynaja sie krecic jacys ludzie, wiec na kolo 30 minut chowam sie nad pobliska rzeczka i zaczyna delikatnie kropic. Na szczescie wkrotce przestaje. Wychodze z ukrycia kolo godz. 8, kiedy zaczeli sie pojawiac pierwsi turysci. Bardzo dobrym pomyslem bylo przybycie do ruin o tak wczesnej porze, gdyz tlumy turystow zmieniaja spojrzenie na polozone w dzungli ruiny. Spotykam tez polska grupe z jednego z biur podrozy, ktora zwiedza Meksyk, Gwatemale i Belize.
Wracam do El Panchèn, biore plecak, jade busikiem do miasta i ruszam na wylotowke. Niestety auta sie nie chca zatrzymywac-nie jest to najlepsze miejsce do lapania stopa, wiec wsiadam w autobus, ktorym podjezdzam do Playa Catzajà (20km). Do Cancùn mam kolo 830km. W Playa po minucie stania lapie samochod, w ktorym siedzi dwojka turystow z Niemiec.

San Cristobal de Las Casas - Mexico

Zaraz za odprawa jest postoj busikow do Comitan (1,5h; 30pesos; 1$=14pesos; 1euro=18.5pesos). Na zewnatrz goraco, wiec klimatyzacja jak najbardziej wskazana. W Comitan przechodze kolo kilometra i znajduje terminal autobusow do San Cristobal. Sa 2, wiec wybieram ten tanszy-za 25pesos (2h). W San Cristobal wysiadam na PanaAmericanie i ide do centrum miasta w poszukiwaniu noclegu. Nie ma z tym duzego problemu, gdyz hoteli i hosteli jest duzo. Poza tym teraz jet poza sezonem. Kwateruje sie w Casa Babylon ( www.casababylon.wordpress.com ) za 60 pesos ze sniadaniem (dm), kawa, internetem i mozliwoscia uzycia kuchni gratis.
Zaczyna sie sciemniac, wiec ide na rekonensans miasta. Miasto juz od poczatku mnie zachwyca; zabudowa kolonialna jest swietna i przypomina bardzo Antigue w Gwatemali. Po krotkim spacerze wracam do hostelu,biore pierwszy cieply prysznic od prawie miesiaca (jak niewiele trzeba do szczescia) i ide spac. Noc ponownie chlodna, ale nie juz tak jak w Xela. Miasto jest rowniez na duzej wysokosci, okolo 2120 m.n.p.m.
Nastepnego dnia ruszam na ponowne zwiedzanie miasta, tym razem juz za dnia, wiec inne wrazenie. Najciekawszy jest kosciol Santo Domingo z XVI wieku. Jest tez sporo straganow z rownymi pamiatkami. Ale miasto te znane jest rowniez z ruchu zapatystow, ktorzy staraja sie byc wspolczesnym Robin Hoodem; idee troche socjalistyczne, ale sa od jakiegos czasu czescia regionu Chiapas. Tu mozna o nich wiecej poczytac: http://pl.wikipedia.org/wiki/Zapatystowska_Armia_Wyzwolenia_Narodowego
Wracam do hostelu, biore bagaz i ruszam na dworzec, by pojechac do Palenque. Najlepsza oferta jest firma AEXA, ktora oferuje przejazd do tego miasta za 80pesos. Ja kupuje bilet do miasta polozonego w polowie drogi, do Ocosigno, by stamtad zobaczyc, jak wyglada podrozownie autostopem w Meksyku, gdyz mam plan, by ruszyc z Palenque do Cancùn stopem. Na terminalu spotykam Anglika, ktory jezdzil stopem po Meksyku i twierdzi, ze w tym kraju jest latwy. Zobaczymy. Po 2godzinach wysiadam w Ocosigno, po drodze mijajac tablice z informacja, ze dany teren nalezy do armii Zapatystow.
Wychodze poza miasto. Prawie kazdy samochod to albo taxi, albo pick up zamieniony do przewozenia ludzi na pace do mniejszych miejscowosci. Ale w koncu po 30 minutach czekania zatrzymuje sie gosciu, ktory podwozi mnie 20km (do Palenque kolo 120km). Opowiada m.in. o tym, ze Meksyk jest najbardziej skorumpowanym krajem po krajach afrykanskich na Swiecie. Rowniez i on, jak wielu mieszkancow regionu pytaja sie mnie, dowiadujac sie, ze jestem z Polski, jakim jezykiem sie mowi w naszym kraju oraz co to za dziwny stwor ten jezyk polski. W miejscu gdzie mnie wysadzil, widzac, ze z czasem zaczyna byc krucho, biore busika, ktory zawozi mnie do Palenque.

środa, 25 lutego 2009

Quetzaltenango (Xela) - Guatemala

Quetzaltenango-nikt nie wymawia calej nazwy tylko wszyscy mowia po prostu Xela (wym. Szela). Dlugo nie czekam na skrzyzowaniu w Los Encuentros, gdyz autobus juz stoi i czeka by zabrac pasazerow (20Q,2h). Mam kolejnego szalonego kierowce, ktorego brawura zostaje ukarana zepsuciem autobusu-wyciek oleju. Wiele razy na drogach, szczegolnie w Gawtemali widzialem stojace na boku autobusy, ktore czekaly na naprawe, badz holowanie. A ja myslalem-kiedy ciekawe mnie to spotka. No i spotkalo. Na szczescie nie musze jakos mocno nigdzie sie spieszyc, wiec czekam razem z innymi pasazerami na podmiane. Trwa to okolo 30minut. W koncu wsiadamy do autobusu i docieramy do Xela. Tam odnajduje szkole jezykowa Juana, ktorego bede gosciem dzisiejszej nocy (CS). W miescie jest wiele szkol jezykowych,w ktorych mozna uczyc sie jezyka hiszpanskiego. No i wielu turystow, ktorzy z tego korzystaja. Samo miasto nie jest powalajace, ale ladny jest glowny plac-Parque Centroamerica, wokol ktorego znajduej sie kilka ciekawych budynkow, m.in. katedra z bardzo ciekawa fasada. Spaceruje po miescie obserwujac mieszkancow na roznych bazarach, odwiedzam miejscowy cmentarz, ktory jest podobny do tego, jaki widzialem w Buenos Aires, z tym, ze ten ma bardziej zaniedbane nagrobki. Wracam do szkoly jezykowej Juana i spedzam wolny czas przed internetem. Miasto polozone jest na duzej wyskosci, 2335m.n.p.m., co powoduje, ze wieczor jest dosyc chlodny.Temperatura spada do 3 stopni Celcjusza; zimno, szczegolnie jak sie nie ma cieplych ubran:)
Okolo godz. 22 idziemy do domu Juana.
Nastepnego dnia wstaje o swicie, by ruszyc autobusem do La Mesilla, miasta granicznego z Meksykiem. Slonce leniwie wychodzi zza gor oswietlajac pomaranczowo wulkan Tajamulco, najwyzszy szczyt Ameryki Srodkowej o wysokosci 4220m.n.p.m. Terminal znajduje sie w tej samej Zonie, czyli strefie , w ktorej mieszka Juan. Miasta w Gwatemali sa podzielone na Zony, przy pomocy ktorych mozna latwo sie poruszac po miescie. O godz.7 ma ruszyc autobus do La Mesilli przez Huehuetenango, w skrocie nazywane Huehue. Jednak na 2 minuty przed godz. 7 kaza wszystkim wysiasc, bo autobus jedzie po jakas grupe na wycieczke. Za 10 minut przyjezdza kolejny i o godz. 7:30 ruszamy. Najpierw toczym sie badzo powoli pzez miasto zbierajac kolejnych pasazerow i w koncu ruszamy. Zagladam do dzisiejszej prasy, a na pierwszej stronie informacja, ze w dniu wczorajszym w Gwatemali zginelo 27osob w wyniku roznych strzelanin: o godz. 10:20 zginal kierowca i jego pomocnik, ktorzy zostali zastrzeleni w momencie jak wyjezdzali z terminalu w stolicy w strefie 5. W miescie do ktorego jade, Huehue, miala miejsce inna strzelanina miedzy mafia narkotykowa a policja, w ktorej zginely 3 osoby. I tak dalej... Rzeczywiscie, Gwatemala moze byc niebezpieczna w niektorych miejscach, nawet w godzinach porannych.
Mialy byc super widoki z Xela do Huehue, a byly takie sobie. Przewodnik poisuje ta droge jaka jedna z najlepszych w tym kraju. Nie byla zla, ale myslalem, ze bedzie lepsza.Po przejechaniu kolo 4,5h (40Q) docieram do La Masilly. Tam ide kolo 800 metrow do budki granicznej po stronie gwatemalskiej. Cos tam pogranicznik sprawdza w komputerze. To troche mnie przestraszylo, bo w komputerze mnie nie ma (nie zatrzymywalem sie na odprawe przy wjezdzie), ale i tak dostaje pieczatke wyjazdowa bez oplat. Zaraz za budynkiem, przebijajac sie przez uliczny market, docieram do postoju taxi wieloosobowego, gdzie za 6pesos przejezdzam 3km do odprawy meksykanskiej. Tam pokazuje karte turystyczna z podwojnym wjazdem (opuszczajac Meksyk dostalem taka pieczatke) i dostaje wjazdowy stempel. Jestem w Meksyku.

Chichicastenago - Guatemala

Mozna dojechac do Chichi, jak zdrobniale nazywaja to miasto mieszkancy (ktoz by tam chcial zapamietywac ta dluga nazwe: Chichicastenago?), na rozne sposoby. Najtanszym jest wsiasc w autobus jadacy w kierunku Gwatemala City i za 15Q dojechac do skrzyzowania w Los Encuentros; a stamtad kolejnym autobusem za 5Q. Autobusy do stolicy z San Pedro odjezdzaja o godz. 3,4,5,6,7,9,12,14. Godzina 3 to jednak za wczesnie, wiec sie decyduje na autobus o godzinie 6. W ten sposob mam mozliwosc podziwiania pieknego wschodu Slonca nad jeziorem Atitlàn, ktore musze juz pozegnac. Dodatkowo podziwam piekna czape chmur nad gorami oraz malutki dymek z wulkanu Atitlàn.
Kierowcy w Gawtemali sa niesamowici-widac, ze sie znaja na fachu, ale wydaje sie, ze czasami czuja sie az za pewnie. Pedza jak wariaci i czasami siedzac trzeba trzymac sie oparc na siedzeniach. Poza tym silniki w autobusach maja naprawde dobre, skoro potrafia wyprzedzac osobowki pod gore. Zreszta, kierowcy nie patrza za bardzo czy cos jedzie z naprzeciwka, wychylaja sie tylko i ruszaja. Jak cos bedzie jechalo to musi zaczekac.
Do Chichi jade, by pochodzic po markecie, bazarze, ktory ma miejsce w niedziele i czwartki. Jest on znany z tego, ze jest bardzo kolorowy. Wysiadam w Chichi na pierwszym przystanku i oddaje bagaz do przechowania w pierwszym lepszym sklepie z telefonami. Przebijajac sie przez pierwsza czesc bazaru docieram do kosciola sw. Tomasza. Bardzo ciekawy i niesamowity kosciol: tutaj wlasnie miesza sie religia katolicka z obrzadkami Majow. Na schodach Indianie kadza i rzucaja kwiaty, a w ciemnym wnetrzu na srodku zapalone swiece wokol grobow i dookola rowniez kwiaty. Sam bazar to zgrupowanie miejscowych i wieeelu turystow. Nie jest az tak kolrowy jak sie spodziewalem, ale mozna tu kupic kilka ciekawych rzeczy. W sumie w innym miescie w Gwatemali, w Antigua, rowniez mozna kupic podobne rzeczy i jest tak samo kolorowo.
Wybieram sie jeszcze w odwiedziny polozonego na obrzezach miasta mauzoleum Pascual Abaj. Miejscowi skladaja mu w ofierze wszystko: poczynajac od coca-coli po kurczaki. Dookola znajduja sie krzyze i palace sie swiece, ktore tworza mroczna atmosfere. W miescie warto zobaczyc jeszcze kolorowy cmentarz.
Wracam po plecak i biore autobus do skrzyzowania, by stamtad ruszyc do Xela.