poniedziałek, 12 stycznia 2009

Caye Caulker - Belize

Piekny autobus, przypominajacy czasy mego pobytu na Haiti, juz czeka na mnie, by wyruszyc do Belize. Amerykanie mieli chyba nadmiar autobusow szkolnych skoro sprzedali je do biedniejszych krajow. I wlasnie tego typu "Strzala Poludnia" przyjdzie mi sie poruszac po wielu krajach Ameryki Srodkowej. Niektorzy nazywaja je "Chicken Busami".
Bilet jest tani, bo kosztuje 6US$ do Belize City. Oplata za wyjazd z Meksyku to koszt 100pesos. W ten sposob mam ponoc uniknac placenia 200pesos przy ponownym wjezdzie do Meksyku-rzeczywiscie potwierdza to pieczatka "Doble Entrada". Niby nie mozna wwozic zadnych owocow, jedzenia, ale nikt mnie nie sprawdza.
Pierwsze wrazenia z Belize? Kraj biedny, gdyz wiekszosc domow po drodze to stojace na balach drewniane baraki. Sa tez murowane, ale tych jakos mniej. Nie dziwic sie nalezy, ze niejeden huragan, ktory nawiedzil Belize, wyrzadzil tak wiele szkod. Wystarczy niewiele, by zmiec taki domek z powierzchni ziemi. Autobus sie zapelnia dosyc szybko i wielu pasazerow musi troszke postac-do Belize City jedzie sie kolo 4godz. Same miasto to jak wrzod na tylku dla tego kraju-pelno tu ludzi szukajacych okazji, by zrobic cos nielegalnego. Ponoc jedno z bardziej niebezpiecznych miast Swiata. Ponoc zbrodnie, typu kradzieze, morderstwa zdarzaja sie tu na porzadku dziennym. Ponoc... Ja na szczescie tego nie doznalem, bo nie bylem dlugo w tym miescie. Pierwsze co sie rzuca w oczy to w porownaniu do Meksyku-inny kolor skory mieszkancow: jest tu duzo czarnoskorych. Oficjalnym jezykiem jest angielksi, ale ludzie mowia po hiszpansku (po karnacji widac kto mowi), kreolsku (tez po karnacji da sie zauwazyc) i w jezyku garifuna (http://en.wikipedia.org/wiki/Garifuna_language). Waluta to belizenski dolar: 1US$=2BZ$.
Z terminalu, gdzie mozna spotkac wielu "pomocnikow" ide na przystan (kolo 1 km). Przy okazji wymiana kasy-dobre jest to, ze mozna placic w wielu miejscach w US$. Celem moim jest Caye Caulker-wyspa oddalona o 45 minut jazdy od Belize City (koszt 25Bz$, tam i powrot). Pogoda dopisuje, a wyspa z poczatku wydaje sie byc cudem na Ziemi-piaseczek, palmy okosowe, lazurowa woda. To takie pierwsze wrazenie-po paru minutach to sie zmienia, kiedy sie widzi tlumy turystow. Kwateruje sie w Bella´s Hostel (22Bz$ za dm), ktory oferuje swoim klientom mozliwosc poplywania w kajaku i wypozyczenie rowerow (w cenie noclegu). Na samej wyspie drogo, ale klimat dzieki Murzynom z dredami a la Bob Marley i muzyce Ragge wieczorem jest iscie sielankowy. Noc minelaby spokojnie, gdyby nie mala bijatyka miedzy wlascicielem hostelu a sasiadami-jeden uraz: zlamana reka wlasciciela. Nastepnego dnia wypozyczam sprzet do nurkowania, biore kajak i plyne ponurkowac. Niestety wioslo nie jest typowym wioslem kajakowym i troszke ciezko sie plynie. Nie udaje mi sie doplynac do raf ze wzgledu na duzy prad, ale i tak to, co udaje mi sie zobaczyc w wodnym swiecie, zadowala mnie: kolorowe rybki, rozgwiazdy, inne morskie gadziny (do rekinow nie udalo mi sie podplynac; moze i dobrze?).
Biore rower i objezdzam wyspe dookola-mala, wiec godzina wystarcza. W polnocnej czesci, jadac skrotem, z ktorego szybko powrocilem, cos duuuzego poruszylo sie w krzakach. Pozniej dowiedzialem sie, ze wyspa jest zamieszkana przez krokodyle.
Plyne z powrotem do Belize City, jem buritos-cos a la kebab, ale duzo gorsze i wsiadam do "Strzaly Poludnia", by wyryszyc do San Ignacio (Cayo)-bilet 8Bz$ (3godz.). Mialem jechac na poludnie, ale znajomy z CS poinformowal mnie, ze ma sporo gosci i jutro jedzie na wycieczke calodniowa, wiec moge sie z nim zabrac-tzreba korzystac:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz