sobota, 31 stycznia 2009

La Fortuna - Costa Rica

Nie ma granicy ladowej miedzy San Carlos a Los Chiles i trzeba plynac lodzia. Trwa to okolo godziny, a sam rejs dla mnie osobiscie jest ciekawszy niz ten rzeka San Juan: bardziej dziko.
Docieram do Los Chiles i od razu wita mnie gosciu, ktory kasuje za wjazd do miasta (za wyjazd tez-1$). Kolo 300 metrow od portu jest budka z odprawa kostarykanska. Jest akurat przerwa na obiad i zastanawiam sie czy nie zrezygnowac z wziecia pieczatki, gdyz za pare minut ucieknie autobus. Jak sie pozniej okazalo lepiej ta pieczatke miec. Po 30minutach czekania zjawia sie kobieta zajmujaca sie odprawa, stempluje paszport, a ja z jezykiem na brodzie pedze na terminal (kolo 800metrow). I lapie juz wyjezdzajacy autobus w kierunku San Jose (godz. 15). Siedze obok policjanta i dowiaduje sie o realiach nowego kraju. Nie zarabia sie tu jakos duzo, ale ceny sa wyzsze niz w poprzednich krajach. Probuje napoju z owocow Chan-przypominaja zabi skrzek, ale smak jest orzezwiajacy i dziala uspokajajaco na zoladek. Po drodze duzo upraw trzciny cukrowej (fabryk tez), ananasow i innych owocow. Ziemia jest czerwona, ale mimo to bardzo zyzna. Wysiadam w Florencia na skrzyzowaniu (10 km przed Ciudad Quesada), gdyz moim celem jest LaFortuna. Lapie szybko autobus do tego miasteczka, ale w autobusie pasazerowie sa jak sardynki: ja sam siedze na glowie kierowcy i czasami probuje sie nie zlapac za kierownice, by nie zmienic toru jazdy. Ale sporo osob wysiada, wiec szybko pojawia sie miejsce i robi sie luzniej. W koncu docieram do LaFortuny. Znajduje lokum w Hostelu Gringo's Pete (dorm za 4$, 100m na pd od szkoly).
W nocy zaczyna padac. Przyjechalem tutaj, by pospacerowac po wulkanie Arenal. Niestety nie mozna wejsc w krater, przyjezdza sie tu poogladac z daleka lawe. Mimo deszczu decyduje sie jednak pojechac w okolice wulkanu (autobus o 8rano,powrot 3:30). Dojezdza sie do skrzyzowania, potem kolo 3km spacer i jest sie przy wejsciu do parku. Dolaczaja do mnie najpierw para z Niemiec, a potem dwoch gosci z Anglii. Wejscie do parku 10$, ale w zwiazku z tym, ze nawet pracownik parku zapewnia nas, ze nie ma co isc w taki deszcz wybieramy opcje polazenia po prywatnym kompleksie oddalonym o 8km (wejscie 2000 colones). Mozna tam poobserwowac dzikie ptactwo, zwierzatka, wodospad. Jest tez ponoc ladny widok na wulkan Arenal, ale na pewno nie w deszczu. Jest tez sejsmograf, ktory rejestruje zachowanie wulkanu (niewielka aktywnosc, nie ma zamiaru przy nas niestety wybuchnac). Wracamy w piatke stopem na tylnych siedzeniach (5osob da sie zmiescic na tylnych siedzeniach:)) i wysiadamy przy skrzyzowaniu z asfaltowa droga. Stad juz tylko 2.3km do goracych zrodel Tabacón. Wejscie to koszt 75$, ale wystarczy kolo znaku Sky Tram 11km zejsc w dol i przejsc przez ogrodzenie po prawej stronie i mozna sie pluskac w wodospadach czy tez powlaczyc z silnym nurtem cieplej rzeki. W tych warunkach pogody przy padajacym deszczu rozwiazanie te bylo najlepsze.
Lapiemy porowtny autobus, umawiamy sie wieczorem na piwko i idziemy do swoich otelikow na nocleg. Nastepnego dnia ruszam do stolicy - San José.
W LaFortunie mozna jeszcze pojechac na rafting, pobawic sie w Tarzana i udac sie w kierunku malowniczego miasta w gorach Monteverde.

3 komentarze:

  1. Cześć Michał pewnie interesujesz się sportem
    Polska zajeła 3 miejsce w mistrzostwach świata w piłkę ręczną 2Chorwacja 1 Francja pozdrowionka Rysiek Jeżeli sam tak podróżujesz to naprawdę jesteś odważny

    OdpowiedzUsuń
  2. No dzieki za info:) interesuje sie, jak najbardziej, ale tez czytam czasami informacje z Polski:)pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Michal, jestem pod wrazeniem. Po przeczytaniu twoich postow po prostu chce sie rzucic wszystko, wsiasc na samolot lub na pociag i tez gdzies jechac daleko-daleko..... Tyle wrazen, pewnie starczy ci na dlugo! Ale jednak mimo wszystko badz ostrozny. Ludmila.

    OdpowiedzUsuń