poniedziałek, 12 stycznia 2009

Tikal - Guatemala

Przy odprawie nalezy uiscic oplate wjazdowa 20Quetzali (1US$=7.6Q, wymiany dokonalem u konikow na granicy). Przy wjezdzie do Gwatemali zaczal padac deszcz i dodatkowo natretni taksowkarze swiadcza o tym, ze ciezko bedzie spacerowac po tym kraju. Niektorzy denewruja mnie do tego stopnia, ze pytajac sie dokad chce jechac mowie, ze do Suwalk, wiec sie odczepiaja, dowiadujac sie, ze jest to w Polsce. W sumie jeden chcial mnie tam zawiezc, za 100tys euro, ale chyba to nie byla okazja. Idziemy do terminalu i stamtad lapiemy busik (colectivo) do El Remate. Druga rzecza, ktora od razu dalo sie zauwazyc, ze w Gwatemali rzna turystow jak popadnie. Cene jaka rzucil kierowca bylo ciut wyzsza niz placa miejscowi. Wysiadamy z takiego busa i za 25Q jedziemy do El Remate (1,5godz,90km). Ciagle pada. Docieramy nad jezioro Petem Itza i kwaterujemy sie w Sak Luk Hostel (dm za 25Q). Ladne miejsce i spokojne. Telefon moj w tym kraju nie dziala. Najprawdopodobniej siec Orange (czyli moja) tak jak w Iranie nie ma i tu podpisanej umowy z zadna siecia z Gwatemali. Zobaczymy jak bedzie w Hondurasie.
Ze wzgledu na padajacy deszcz nie decyduje sie na to, by wstac nad ranem i ruszyc na wschod Slonca do Tikalu. Wiatr tak podcinal deszcz, ze moj spwior zrobil sie mokry przez cala noc i trzeba go bedzie wysuszyc. Czekam prawie godzine obserwujac miedzy innymi potyczke na smierc i zycie miedzy trzema grubianskimi psami a prosiakiem (sporo tu swin biegajacych po ulicach na wioskach) az w koncu jakies colectivo sie zatrzymuje. Do Tikal 33km, 25Q.
Po wjezdzie do parku znaki informujace o zwierzetach, ktore mozna spotkac na drodze: indyki, weze, jaguaru, malpy i jakies inne futrzaki. Z tego udaje mi sie zobaczyc indyka i malpy oraz cos chodzacego, malego z ogonem. Wejscie na teren ruin to wydatek 150Q, miejscowi 25Q (w takich wypadkach, kiedy jest taka roznica, staram sie nie wspomagac turystycznych pijawek). Same ruiny sa ciekawe-kompleks ogromny. Spaceruje kolo 2godz i pewnie dluzej bym to robil, ale ciagle padajacy deszcz nie zacheca do dalszego spaceru. Najciekwsza sa swiatynia nr 5, El Mundo Perdido i Plaza Grande. Wracam do Remate i robie check-out, zegnam sie ze znajomymi z CS i jade colectivo do Flores (30km, 15Q). Flores to mozna powiedziec dzielnica Santa Elena, miasta nad tym samym jeziorem, co El Remate. Kwateruje sie w Los Amigos (dm za 30Q) i spaceruje po miasteczku. Dzis jest kolejny dzien trwajacej caly tydzien fiesty, jest wesole miasteczko i duzo turystow. Ciagle pada. Pytam sie miescowych czy to jest normalne w styczniu, oni twierdza, ze nie. Spotykam tez pracownikow z wesolego miasteczka w barze, pijemy piwko, opowiadaja co nieco o Gwatemali. Minimalna placa tu to okolo 210US$ na reke. Tyczy sie to stolicy. Oni pracuja jako kierowcy ciezarowki i czesto jezdza do Panamy, co zajmuje im razem ze staniem na granicy kolo tygodnia czasu. Odwiedzam tez terminal, gdzie dowiaduje sie, ze transport po Gwatemali wcale nie jnest tani: przejazd do stolicy to wydatek 120-180Q, do Coban 90Q. Wracam do Flores, gdzie w jednej z agnecji turystycznych kolo mego hostelu kupuje bilet na nastepny dzien do Semuc Champey (75Q, 9rano odjazd). No a wieczorem zabawa na fiescie, czyli piwko Gallo i zabawa...

1 komentarz: