wtorek, 3 marca 2009

Chichèn Itzà - Mexico

Nastepnego dnia z rana jade na terminal, by tutaj wsiasc do autobudu, ktorym jade do Chichèn Itzà (108pesos, autobusy co pelna godzine). Chichèn Itzà jest kompleksem ruin wpisanych na liste Nowych 7 Cudow Swiata, wiec jade tam chyba bardziej, by to miejsce zaliczyc, gdyz juz zdazylem sie naogladac roznych ruin w mojej podrozy. Autobus, ktory wybralem jest drugiej klasy, a wiec jedzie wolniej. Dopiero po 4 i pol godzinach jestem przy wejsciu do ruin. Od razu da sie zauwazyc hordy, mega hordy turystow i co krok zaczepiajacy sprzedawcy, ustwaieni wzdluz wszystkich alejek. Dobrze, ze jeszcze nie siedza na ruinach:) Sam kompleks jest ciekawy ze wzgledu na wiele szczegolow, ktore sie zachowaly. Ba! Sa jedne z lepiej zachowanych ruin i chyba dlatego zostaly wpisane na wczesniej wspomniana liste. Najciekawszy i najbardziej znany jest Zamek stojacy na srodku placu glownego. Bardzo ciekawe i dobrze zachowane jest boisko do gry w pilke. Mozna poprobowac poklaskac w roznych miejsach sluchajac echa, ktore ponoc ma sie odbijac nawet 9 razy. Albo cos mi sie stalo ze sluchem, albo to tylko jeden z trikow przewodnikow, gdyz nie za bardzo slysze te odbijajace sie echo, a stoje w tych samych miejscach, w ktorych klaskali przewodnicy. Coz, moze slabo klaszcze:)
Ruiny zaliczone i pozostaje mi juz z listy tylko Tadz Majal w Indiach i 7 Nowych Cudow Swiata bedzie przeze mnie ogladniete.
Majac kolo 30 minut do odjazdu autobusu ruszam na droge i probuje lapac stopa. Zatrzymuje sie po okolo 10 minutach gosciu, ktory mysli, ze chce z nim podjechac kolo kilometr do pobliskiego hotelu, ale jak wyjasniam mu, ze jade do Cancùn, to proponuje podwiezienie mnie do mniej wiecej polowe drogi. Jest Amerykaninem meksykanskiego pochodzenia, ktory przyjechal odwiedzic bardzo chorego na raka brata. Nie ma dla niego wiekszych nadziei. Podczas mej podrozy odeszlo z tego Swiata 2 mlode osoby, ktore znalem: 42 lata i 25lat. Odchodzi sie nawet w tak mlodym wieku i nie wiemy, kiedy to bedzie, dlatego chyba trzeba zyc tak, by naprawde byc zadowolonym z zycia.
Wysiadam w Chemax, prowincjonalnym miasteczku Meksyku. Mysle sobie, ze tu bede mial okazje do poogladania prawdziwego zycia mieszkancow tego kraju bez turystow, ale jak sie okazuje, zatrzymuja sie tutaj wyzieczki autokarowe, by odpoczac w polowie drogi miedzy Chichèn Itzà a Cancùn i by zwiedzic jakis lsabiutki kosciolek. Myslalem, ze porobie fajne zdjecia, ale jak zobaczylem amerykanskich turystow robiacych zdjecia dla ludzi bez pytania, tego typu, ze jeden robi, a potem nastepnych dwudziestu, to zwatpilem. A najbardziej mnie wkurzylo jak zobaczylem jak jedna z turytsek bawi sie rzucajac lizaki dla dzieci bez butow w ten sposob, ze rzuca je najdalej na ziemie i przypatrujac sie temu wyscigowi, smieje sie i robi zdjecia. Niektorzy turysci sa z deczka pierd...ci.
W Chemax wsiadam w autobus do Cancùn i docieram tam kolo godz. 20. Jade do domu Karly, spedzam noc i nastepnego dnia jade na terminal autobusowy, by stad pojechac na lotnisko (40pesos). No a na lotnisku wsiadam w samolot, by przez Zurich, 05.03 dotrzec do Polski-kraju ludzi z wielka depresja, narzekajacych na wiele rzeczy i mowiacych, ze jest bardzo zle, a bedzie jeszcze gorzej...

Wyprawa Ameryka Srodkowa 2009 zakonczona!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz