czwartek, 5 lutego 2009

David - Panama

Jest godzina 8:30 i autobus nie przyjezdza. Jest 9 i rowniez sie nie pojawia. Gosciu z kasy biletowej twierdzi, ze nasz mial jakis wypadek i jedzie zmiana. Ok, o 9:30 jest nastepny. O 9:30 nie przyjechal. Pojawiaja sie taksowkarze, ktorzy oferuja przejazd do granicy za 35$, ale nikt nie chce sie zgodzic-co wiecej: twierdza, ze nie damy rady sotac sie do miasta granicznego, gdyz cos tam jest czeho nie zrozumialem. W koncu o 10 autobus nadjezdza i wsiadamy w ulewie do srodka. W autobusie rowniez pada na mnie z nieszczelnego dachu. Coz...Biednemu to zawsze na glowe pada:)
14km przed miasteczkiem (Sixaola) kierowca sie zatrzymuje i mowi, ze nie jedzie dalej. Wyciaga sobie jedzenie i zacyna konsumowac kurczaka. Rzeczywiscie-przed nami wyrwa i autobus tego nie przejedzie-auto osobowe tak. Leje, nie pada, ale leje. I w takich warunkach pasazerowie wysiadaja i maja zamiar przejsc te 14km. Psychika moze siasc po kilku metrach. Poznaje dwojke Niemcow, dolaczaja do nas inne osoby i stajemy pod daszkiem pierwszego lepszego domu. Chcemy zamowic taxi, ale polaczenia sa zerwane: dookola wszystko pozalewane. Udaje sie nam zlapac jakiegos pickuapa, ale informuja nas ludzie z tego auta, ze nie damy rady dotac sie do Panamy, bo jest ogromna rzeka na drodze. Dojezdzamy tam i rzeczywiscie-ogromna rzeka z ogromnym nurtem plynie przez droge. Jak sie dostac na druga strone? Pojawila sie lodz i za 4$ od osoby gosciu zadeklarowal sie, ze nas przewiezie. Czegos takiego nie widzialem: ogromna powodz dotknela miasto, wszystko pozalewane, domy pod woda, a my plyniemy miedzy nimi. W koncu docieramy do granicznego mostu. Idziemy na granice: granica zamknieta, bo nie ma elektrycznosci i komputery nie dzialaja. Po stronie kostarykanskiej mowia nam, ze jesli Panama nas wpusci to mozemy isc. Po stronie panamskiej informuja nas, ze odprawy nie ma, bo kostarykanska nie pracuje. Pojawia sie jeszcze jakis gosciu, ktory straszy nas jakas mafia z Panamy, jesli nie zaplacimy mu pieniedzy-nas troche jest wiecej...
Zolnierz graniczny dzwoni do szefa i mowi, ze mamy pozwolenie na wjazd, ale musimy wrocic tu jutro, by dostac pieczatke. Ale granica po stronie kostarykanskiej (a musimy miec najpierw pieczatke z tego kraju) bedzie zamknieta przez okolo 3dni! Jedziemy do miasta Changuinola (Niemcy i ja jedziemy aby do przodu, reszta zrezygnowala i postanowila wracac) i tam sie dowiadujemy, ze jedyna droga na poludnie jest zablokowana przez lawine i jedynie mozna poleciec samolotem. No ladnie! Idziemy cos zjesc i skosztowac browaru panamskiego (Atlas), by przemyslec sytuacje: jestesmy na wyspie-z jednej strony drogi przerwane przez rzeki i powodz, a z drugiej przez lawine. W calym miescie nie ma pradu (50tys mieszkancow). Rezygnuje w taka pogode z wyjazdu do Boca, ponoc ladnego archipelagu wysp. Udajemy sie na terminal skad jada autobusy do David. Jest informacja, ze droga bedzie odblokowana za 2 godziny, wiec jedyny busik dzisiejszego dnia tam pojedzie. Wsiadamy do niego (8$, w Panamie funkcjonuja dolary) i jedziemy. Podroz trwa dosyc dlugo: leje, po drodze przejezdzamy przez zwaly piasku i gliny. Zatrzymujemy sie po okolo 4godz. jazdy: dookola wichura-takiego wiatru nie widzialem. Co sie dzieje? Na szczycie przeleczy wiatr przewraca samochody, tiry, a my mamy przez to przejechac! O kuzwa! Z naprzeciwka jedzie jakis busik, taki jak nasz, ktory to przejechal i mowi, ze jedyna mozliowscia jest przejazd z otawrtymi oknami-by nie przejechac jak zamknieta puszka. Otwieramy okna i ruszamy. Wiatr przenika przez busika, leje do srodka, macha naszym pojazdem jak piorkiem na wietrze; a na szczycie...Lezacy tir z naczepa, ktory zaczyna zlatywac z przeleczy, osobowka wywrocona-rowniez zmierza do przepasci. A nami wciaz macha. Ale udaje sie. Ale w pewnym momencie myslalem, ze bedzie cienko...
Po zjechaniu z gor temperatura wzrasta i nie pada. Jestesmy w David. Szukamy spania, co jest trudne, bo ze wzgledu na trudne warunki w kraju wszystko jest zajete. Ale w nowym hostelu Bambu Hostel (http://www.bambuhostel.com/) znajdujemy 3 wolne hamaki (miejsc tez nie ma) za 5$. Bierzemy prysznic, uff to byl ciezki dzien. Inni jadacy dzien wczesniej spedzili 27godzin pokonujac ta sama droge, co my (nam zajelo 6godz.)-zalane drogi, huragan. W David rowniez silnie wieje, ale nie tak jak na przeleczy:)
Nastepnego dnia w tv pokazuja jak kraj przezywa kleske zywiolowa (najbardziej ucierpialy tereny, na ktorych bylem)-droga do Panamy City rowniez nie byla wczoraj przejezdna. Z dwojka Niemcow ruszamy do przejscia, by dostac pieczatki (te najblizsze od David-Pso Canoas) tak, by nie miec pozniej jakis problemow-inni strasza, ze na trasie do Panama City sa kontrole policji.

2 komentarze:

  1. głowa w górę pisałem Ci ,że tak będzie o tej porze roku Na wybrzeżu Pacyfiku będzie dobra pogoda od Kostaryki w górę w Panamie nie ma w zasadzie gór wiec front znad morza Karaibskiego dochodzi i na wschodnie .Ściśnij d. i jedz do Panama City jedyna fajna stolica w tym rejonie -Darek K

    OdpowiedzUsuń
  2. wiem ze tak mialo byc, ale wowcas w calej Kostaryce byla taka pogoda. ale przynajmniej byla calkiem sympatyczna zabawa. teraz juz sie bede trzymal Pacyfiku...

    OdpowiedzUsuń