niedziela, 22 lutego 2009

Ruta de las Flores - El Salvador

Ruta de las Flores, czyli 36-kilometrowa droga biegnaca od Sonsonate do Ahuachapan stanowi kolejna atrakcje turystyczna tego kraju. Trasa prowadziw gorach i wiedzie przez wiele interesujacych miejscowosci.
O brzasku lapie autobus do Sosnsonate (1,3$;1,5h), by nastepnie wsiasc w autobuse nr 249, ktorym jade wyzej wymieniona trasa(0.6$). Zatrzymuje sie w miasteczku Juayua. Przewodnik oraz relacje innych osob, ktore tu byly swiadcza i tym, ze jest najladniejsze miasteczko na trasie. Ma byc zabodowa kolonialne i sam wyglad ma tez zachwycic. Wysiadam w parku i szukam tych atrakcji. No dobrze, kosciol jest, nawet ladny, ale bez rewelacji. A reszta...Szcerze powiem, ze blad zrobilem, ze sie tu zatrzymalem. Gdyby nie pyszna kawa z eklerkiem w pobliskiej cukierni, najprawdopodobniej zalowalbym bardzo. Nic tu za bardzo nie ma. Jest tu jedna atrakcja, ktora sie nazywa Los Chorros de La Calera-rzeczka z malymi wodospadami, gdzie mozna sie wykapac. Tu jest link do tego http://www.juayua.com/paginas/pagina.php?Id=8 Widzialem juz cos takiego, a ze zalezy mi na czasie to jade dalej. Inny miasteczkiem na tej trasie polecanym w relacjach np. travelbitowcow jest Apaneca. Kolejne nie warte miasteczko. Ale warto zatrzymac sie w miejscu, ktore nawet przewodnik nie wymienia jako atrakcyjen, czyli Ataco. Sa tu dwa kosciolki i punkt widokowy na miasto (gorujacy krzyz nad miastem). Docieram do Ahuachapan i stad (kolo parku) biore busik do granicy. Po drodze widze po raz kolejny uczniow z jednej ze szkol. Czemu o tym pisze? Ano dlatego, ze w wiekszosci panstw Ameryki Srodkowej uczniowie maja mundurki. Ale nie sa to takie mundurki, jakie chcial wprowadzic poprzedni rzad. Jest to biala koszula i ciemnie spodnie u chlopakow lub ciemna spodnicau dziewczyn. Na koszulce przyszyty emblemat szkoly. Ladnie to wyglada, od pierwszych lat przyzyczaja sie dzieci do ladnego, schludnego wygladu i taki ubior nie kosztuje wiele...Pamietam jak u nas wlasnie o to byl najwiekszy tumult: kto da pieniadze na mundurki. A wystarczy troche pomyslec.
Inna sprawa, ktora sie pamieta w Salwadorze jezdzac autobusem-tzw. cobradorzy, czyli osoby, ktore sa pomocnikami kierowcow i zbieraja pieniadze za przejazd, wydaja z siebie charakterystyczne sykanie kasujac za droge.
O godz. 10:30 jestem na malowniczym przejsciu, pokazuje paszport Salwadorczykom, wydaje ostatnie drobne na pupusasa (tani placek-tortilla wraz z serem lub miesem. W Salwadorze jadlem tego bardzo duzo) i ide przez most. Odprawa gwatemalska jest okolo 500 metrow za mostem i "przenikam" przez nia, nie zatrzymujac sie i nie zwracajac na siebie uwagi, gdyz jak dobrze pamietam ostatnim razem jak wjezdzalem do Gwatemali musialem uiscic 20quetzali (1$=7.5quetzali), a i tak poszportu nie stempluja. Zaraz za granica jest autobus, w ktory wsiadam by dojechac do Guatemala City (3h, 30qetz).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz