wtorek, 17 lutego 2009

Granada - Nicaragua




Na jeziorze, ktore nazywane jest przez miejscowych "malym morzem" buja jak na prawdziwym morzu. W porcie czeka juz autobus do Managuy, ktory zabiera mnie do Nandaime, a tam mam przesiadke do Granady. Jest to ponoc najpiekniejsze miasto Nikaragui i po zwiedzeniu jego moge to potwierdzic. Jest tu wiele domow zabudowy kolonialnej, ciekawe koscioly, place. Z poczatku wysiadajac przy mercado, myslalem, ze jestem w jakims slumsie, ale po przejsciu zaledwie czterech kwart (czyli 4 przecznic) miasto pokazuje swoje piekno. Zwiedzam katedre,Casa de Los Leones, inne koscioly, w tym ciekawy Iglesia de Xalteva. W koncu tez mam czas na to, by naprawic swoje sandaly, ktore ulegly malemu zniszceniu podczas trekingu w Panamie. U szewca zostawiam przed zwiedzaniem miasta plecak, a wracajac do niego mam czas na to, by spokojnie przyjrzec sie ludziom spacerujacym po ulicy w okolicach rynku. Nikt jakos tu sie nie spieszy, duzo osob sie usmiecha. Czestujac szewca kawalkiem arbuza, pojaiwa sie wokol mnie coraz wiecej osob, chetnych na ten owoc. Warto tez sprobowac tutaj typowego posilku dla tego regionu: vigorón z juki, wieprzowiny i czegos tam jeszcze. Po dluzszej rozmowie z miejscowymi ide na termianl autobusow odjezdzajach do Masaya.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz