sobota, 14 lutego 2009

Manuel Antonio - Costa Rica

Mimo ze odleglosci nie sa duze, to jednak czasami przejazd nieduzego odcinka zajmuje duzo czasu w krajach Ameryki Srodkowej. Na czerwonej ziemi bardzo dobrze rosna tu ananasy, arbuzy. I wlasnie te owoce spozywam kolo terminalu w San Isidro. Kupuje bilet na autobus do Quepos (2000 colones) ale nie ma juz miejsc siedzacych. Jest duzo chetnych i podstawiaja dodatkowy busik, ktory zawozi nas do Dominical-jednego z wielu kurortow nad oceanem. Stamtad przesiadam sie juz w normalny autobus. Odleglosc 45km do Quepos pokonuje w 2 godz. 6 km za Dominicalem widze znak-cabañas:mowimy po Polsku. Zaskoczylo mnie to, gdyz pierwszy raz widze, by wspolwlascicielem domkow w Am Sr najprawdopodobniej jest Polak.
W Quepos wsiadam w autobus do Manuel Antonio (20minut, 210 colones) i jade na plaze. W Cabinas Hermanoz Ramírez stawiam namiot (troche drogo, bo 8$). Jest godz. 16:00, a przyjechalem tu glownie po to, by zwiedzic park narodpwy, ktory znajduje sie w okolicy. Czynny jest do wlasnie 16, ale jutromoge nie miec czasu na zwiedzanie jego. Ide wchodzac starym wejsciem (czyli obecniewyjsciem), nie ma juz nikogo w budce, wiec wchodze za darmo (normalnie 10$) i spaceruje po terenie parku. To tutaj wlasnie mozna zobaczyc malpy z bliska (przypominaja malpke z filmu Epidemia:)) i je fotografowac. Udaje misie je znalezc ipo wyciagnieciu banana obskoczyly mnie bardzoszybko. Pare zdjec i ja, i onebylismy zadowoleni. Sa tez inne zwierzeta, m.in. lemury. Jest tez duzo fajnych plaz, gdzie mozna sie wykapac. Plaze sa tez w Manuel Antonio, wiec nie trace czasu tu na kapiel. Ogolnie spedzam kolo 1,5godz. w parku-moze troche malo, ale spotkam malpy, ktore chcialem zobaczyc. Ze wzgledu na pozna pore nie ma nikogo i mozna cieszyc sie parkiem w odosobnieniu. Na powrocie robie zdjecia zzachodu Slonca i statku, ktory jest zakotwiczony w poblizu. Jak sie okazuje, bawi sie na nim Roman Abramowicz-spotykam go podczas swoich podrozy juz po raz drugi (pierwszy raz w tamtym roku na sywlestra w Rio). Moze za trzecim razem staniemy twarza w twarz?:)
Kapie sie i wracam na camping. Zabijam juz chyba ostatnie kleszcze-mam nadzieje, ze nie przywioze zadnego do Polski. Laczna liczba w ciagu 3dni-65 drani:) Nastepnego dnia jade do Quepos. Tu jest hostel backpacker za 7$ i lepiej bylo tu sie zatrzymac, ale wczorajszego dnia chcialem zwiedzic park. O godz. 7:30 wsiadam w autobus do Puntarenas (3,5h). O godz. 11 jest interesujacy mnie autobus do Liberii, ale mamy kontrole antynarkotykowa przed miastem i trzepia wszystkie bagaze turystow (moj tez) i przez tonie zdazam na autobus. O godz. 12:20 jest nastepny. Jest upal-35stopni i parzy Slonce. Puntarenas jest polozone na cyply wbitym w Kostaryke, jest tu plaza i molo. Z tym miastem jest zwiazana ciekawa historia. W 1988roku 5 rybakow wyplynelo z tego miasta na polow ryb. Rejs mial zajac 7dni. Po 5 dniach pojaily sie fale na okolo 10metrow (wichura El Norte) i zepchnely lodz daleko w morze. Dryfowali tak 142 dni. Odnalezieni zostali 7200km od Puntarenas przez japonska lodz rybacka. Amerykanski reporter Ron Arias opisal to wydarzenie w artykule "Five againstthe Sea" opisujac jak przetrwali tyle dni walczac z rekinami, glodem i pragnieniem.
O godz. 12:20 wsiadamw autobus do Liberii (3 godz.). Po drodze wsiadaja Czesi (4osoby) i mam okazje pogadac po Polsku. Zreszta sa to pierwsi turysci z Europy Srodkowej jakich spotykam na mojej drodze. Wysiadam w Liberii i probuje sie skontaktowac z kolega z CS, ale juz dzwoniac wczesniej kilka razy nie odbieral i tym razem rowniez. Dzis w Liberii jest kolejny dzien swieta miasta i nie ma wolnych miejsc w hotelach, wiec decyduje sie na przyjazd do Nikaragui. Wsiadam w autobus na granice (frontera, 1,5h, 835colones) i pojawiam sie na przejsciu. Stempel kostarykanski, nikararguajski (czy jakos tak to sie odmienia?), oplata 7$ za wjazd i wsiadam w ostatni autonus, ktory odjezdza o godz. 18 do Managuy (20 crodob, 1$=19.6cordob).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz