poniedziałek, 2 lutego 2009

San José - Costa Rica

Jest dosyc sporo polaczen z Ciudad Quesada, skad juz latwo sie dostac do San José. Docieram tam po okolo 5godzinnej jezdzie. Warto nadmienic, ze w krajach Ameryki Srodkowej bardzo malo osob pali papierosy, co w sumie jest ciekawe, bo wlasnie stad Kolumb przywiozl dymiaca smierc dla wielu Europejczykow. Jak widac mieszkancy tej czesci Swiata sa madrzejsi niz bardziej cywilizowane narody:)
Udaje sie do San Pedro, dzielnicy mieszkalnej stolicy, w ktorej znajduja sie 2 uniwersytety i mieszka tam Julian-moj kolejny gospodarz. Troche zajmuje mi czasu znalezienie jego lokum. Po rozlozeniu swoich manatow idziemy do baru, by ogladac final Super Bowl (football amerykanski). Na szczescie o tej samej porze jest rozgrywany final w pilke nozna Mistrzostw Ameryki Centralnej, w ktorym Panama pokonuje Kostaryke po rzutach karnych (na stadionie pustki-tak wielkia impreza a ludzi moze kolo 3tys, co jest dziwne, bo zapewne na Mistrzostwach Europy w Polsce ludzie beda sie zabijali o bilety na final). Super Bowl zdobywa Pitsburgh, a my wracamy do domu.
Nastepnego dnia ruszam w okolice wulkanu Poas (autobus o godz. 8:30 ze skrzyzowania Av 2, Calle 12, cena 3370 colones lub 6$). Najpierw zwiedzam stolice, ktora nie prezentuje sie nazbyt ciekawie (zapamietalem nietypowy pomnik Jana Pawla II.ego i w okolicy katedry pomnik sprzatacza-pierwszy raz widzialem cos takiego). Razem ze mna na wulkan Poas sa turysci z Chile. Wejscie do parku 10$ i troszke sie zawiodlem, bo nie mozna bylo pospacerowac za duzo, gdyz nie bylo tam zbyt wiele sciezek (na krater i nad jezioro, calosc az za bardzo zagospodarowana). Dzieki temu, ze byla dobra pogoda moglem podziwac piekny widok na najwiekszy krater Swiata. Dla tego widoku warto bylo tu przyjechac. Nie mija godzina, jak nachodza geste chmury i juz nic nie widac. Szkoda tylko tych turystow z aparatami z obiektywami wielkimi jak teleskopy, ze nic nie moga zobaczyc. Z powrotem wracajac autobusem o 14:15 widze kilka domow, ktore ucierpialy po trzesieniu ziemi, ktore mialo miejsce 8 stycznia (zginelo 15osob).
Zabieram bagaz z domu Juliana i jade do Cartago. Spotykam po drodze grupe Niemcow, z ktorych jeden ma korzenie polskie i znowu, jak w Gwatemala City moge pogadac po Polsku.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz